Nie wiadomo, jak sobie teraz poradzi nasz przedwcześnie osierocony Naród. Co z nami będzie?
Zapuchnięty od płaczu zadaję sobie to pytanie na tajlandzkiej wyspie Samui w Zatoce Syjamskiej, której nazwa
pochodzi od tego samego Syjamu, do którego "ludzie honoru" proponowali w 1968 roku wyekspediować syjonistów
("Syjoniści do Syjamu!"). Jedyną pociechą w tej rozterce jest świadomość, że na tym świecie pełnym złości podobne
rzeczy już się zdarzały i nasz zaprawiony w doświadczeniach Naród jakoś sobie w takich sytuacjach radził.
Oto na przykład w marcu 1953 roku przestało bić serce Józefa Stalina. Wszyscy myśleli, że bez Ojca Narodów
sobie nie poradzimy i część Narodu była zapuchnięta od płaczu - ale okazało się, że nie tylko jakoś sobie radzimy,
ale nawet - że bez Ojca Narodów jakby nawet lepiej. Oczywiście nie okazało się to od razu; najpierw wszyscy
spodziewali się straszliwych paroksyzmów i nawet zaprzyjaźniony z Fajgą Danielakówną, czyli późniejszą Heleną
Wolińską, generał Milicji Obywatelskiej Franciszek Jóźwiak "Witold" podczas manifestacji pogrzebowej w Warszawie
wykrzykiwał z trybuny jakieści przyrzeczenia, podobnie jak Józef Stalin na pogrzebie Włodzimierza Lenina
("Odchodząc od nas, nakazał nam towarzysz Lenin tłamsić kułaka i średniaka. Przysięgamy ci, towarzyszu Leninie,
że wiernie wypełnimy i to twoje przykazanie!"), podobnie jak w miniony poniedziałek red. Adam Michnik.
Ale wkrótce zaczęły rozpadać się kołchozy, AK-owcom "darowano resztę kar", Konstanty Rokossowski wyjechał do
Związku Sowieckiego, zabierając ze sobą liczną grupę doradców, posiadanie dolarów i złota przestało być zbrodnią,
Urząd Bezpieczeństwa został rozwiązany, w charakterze - jak to sam określił - "parch pro toto", skazany został
na karę więzienia Anatol Fejgin, a Prymas Stefan Wyszyński został zwolniony z internowania w Komańczy. Jeszcze
raz zatem potwierdziła się trafność spostrzeżenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oczywiście
historia nie powtarza się dokładnie i oprócz tych podobieństw występują też różnice. Na przykład po śmierci
Józefa Stalina w kościołach w Polsce nie odprawiano nabożeństw i specjalnie Ojca Narodów nie wychwalano, a w
każdym razie - ostentacyjnie nie wyrażano mu wdzięczności. Inna sprawa, że żaden ówczesny stalinowiec, nawet
Bronisław Geremek, tego się od Kościoła nie domagał, jako że religia uważana była za "opium dla ludu".
Dzisiaj nikt tak już nie uważa, a jeśli nawet by uważał, to tę opinię zachowuje dla siebie, dzięki czemu możliwe
jest ostentacyjne pojednanie między wysokimi przedstawicielami masońskiej Loży Wielkiego Wschodu Francji
a jej zakonspirowanymi funkcjonariuszami na terenie tubylczym.
I gdyby nie zbytnia gadatliwość red. Adama Michnika, to może wszyscy by w końcu uwierzyli,
że naprawdę chodziło o to, że "wszyscy ludzie będą braćmi" - i tak dalej. Redaktor Michnik wyjaśnił,
że tak naprawdę chodzi o to, by pogrzebowym patosem i nadymaniem nieboszczyka zacukać tych wszystkich,
którzy ośmielają się ujawniać wstydliwe zakątki z przeszłości różnych ojców narodu, gdyż jej nadmiar może zepsuć,
a nawet zniweczyć rezultaty najstaranniej przygotowanego widowiska propagandowego. A byłoby szkoda.
Stanisław Michalkiewicz
Strona ta jest częścią serwisu www.lustracja.eu